Według Wikipedii, największe wyszukiwarki internetowe (Google, Yahoo!, Live Search) używają przynajmniej kilkuset głównych parametrów przy określaniu ważności danej strony w wynikach wyszukiwania. Wielu ludzi zaangażowanych w poszukiwania Świętego Graala SEO – Pozycji Nr 1 w SERP, od lat stara się odkryć najskuteczniejszą metodę pozycjonowania stron używając technik średniowiecznych alchemików: mozolnego zmieniania poszczególnych elementów strony i sprawdzania ich wpływu na pozycję strony. Metody te, pomimo że są w stanie wykryć kilka czynników wpływających na pozycję strony, nie są w stanie ani odkryć ich wszystkich, ani zagwarantować, że raz odkryte, zawsze będą gwarantować najwyższą pozycję w wyszukiwarkach.
Przez to, że czynników jest tak wiele i są one zmieniane na bieżąco, nie można jednoznacznie stwierdzić, że zmiana jednego elementu na pozycjonowanej stronie wpłynie w jakikolwiek sposób na pozycję tej strony w wynikach wyszukiwania. Strony funkcjonują w bardzo zmiennym środowisku, przez co zmiana wykonana przez pozycjonera może być albo zniwelowana, albo wzmocniona przez to, co dzieje się w Internecie (zmiana liczby linków do strony, zmiana algorytmu wyszukiwarki, odświeżanie indeksów). Aby analiza algorytmu była skuteczna, eksperymenty muszą być przeprowadzane w zupełnie odizolowanym środowisku. Jeśli to co mówi Google jest prawdą, każdy z pozycjonerów może mieć dostęp do takiego idealnego zestawu testowego.
Według Google, Google Seach Appliance jest urządzeniem, które potrafi indeksować strony intranetowe używająć algorytmów Google. Wykorzystanie tego urządzenia wydaje się idealnym rozwiązaniem przy analizie i reverse engineering algorytmów wyszukiwania. Do takich zastosowań powinien wystarczyć zakup tańszej opcji, Google Mini, które pozwala na indeksację do 50 000 dokumentów.
Korzystając z takiego urządzenia w zupełnej izolacji, można analizować poszczególne zmiany na stronach bez obawy, że na wynik naszych eksperymentów będą miały wpływ czynniki zewnętrzne. Nie jest też zbyt dużą przeszkodą cena takiego urządzenia. Ceny zaczynają się od 2 990 dolarów (w Anglii od 1 990 funtów), co przy założeniu, że takim urządzeniem można dzielić się z innymi pozycjonerami (lub nawet wypożyczać), nie wydaje się dużym obciążeniem.
To rozwiązanie ma też jednak pewną (sporą) wadę: jeśli algorytm wykorzystywany przez Google Mini różni się od tego, z którego na co dzień korzystają użytkownicy, eksperymenty z pozycjonowaniem mogą przynieść inne rezultaty w świecie poza sandbox’em. Inną kwestią są zabezpieczenia antyspamowe, które nie muszą w takim stopniu być zaimplementowane w urządzeniu, które z założenia ma przeszukiwać dane jak najbardziej wartościowe i wiarygodne.
Jeśli „power of Google Search” jest zaklęty w Google Mini i jest „as effective as Google.com”, każdy z pozycjonerów może za stosunkowo niewielkie pieniądze zacząć eksperymentować z optymalizacjami bez długiego czekania na odświeżenia indeksu wyszukiwarki i, co najważniejsze, w odizolowaniu od innych czynników.
O róznych czynnikach, które mogą wpływać na pozycję strony w wyszukiwarkach, można przeczytać klikając w poniższe linki: