Uwielbiamy Smažený sýr. Kiedykolwiek jesteśmy w Czechach, zawsze korzystamy z okazji, żeby uraczyć się chrupiącą skorupką panierki, delikatnym serem w środku, zeleniną i hranolkamy. To danie było głównym powodem i celem naszej wyprawy do miasteczka na południe od Jakuszyc, gdzie Małysz odnosił swoje sukcesy na skoczni.
Wpatrzeni w stromy szczyt i wpatrywani przez gorące słońce, raczyliśmy się tym smakołykiem wśród niemieckiego, czeskiego i polskiego gwaru restauracji pensjonatu David w Harrachovie. Piana Pilsnera Urquella świetnie komponowała się ze smakiem uvazenej potravy, a jego kolor wypełnial złotem promienie słońca, które tak bardzo różnily się od światła padającego na południk zero stopni w okolicach 50 stopni szerokości północnej.
Na deser postanowiliśmy zamówić lody. Zajrzeliśmy do karty i wybraliśmy lody straciatella z likierem vajecnym i lody orzechowe. Lody Carte d’Or pięknie prezentowały się na zdjęciach. Po paru minutach przyszły lody. Jak to w życiu bywa, fotografie w katalogach żadko odpowiadają rzeczywistości. W naszym przypadku nie tylko lody wyglądały, jakby pochodziły spod szyldu Tesco, ale brakowało im ich podstawowych atrybutów: straciatella z vajecnym były bez vajecnego, orzechowe były natomiast bez orzechów. Nie mówiąc już o wafelkach, które nijak sie miały do tych na zdjęciu…
Lody wymagały naprawy gwarancyjnej. Nasz lodowy mechanik, po naszej uwadze co do braku vajecnego i kilku plasterków banana, szybko postarał się naprawić sytuację w dosyć nietypowy sposób: dostaliśmy 50ml vajecnego w kieliszku. Widząc nasze zdziwione miny, pani przeprowadziła krótkie szkolenie z kriogastronomii i szybkim zdecydowanym ruchem umieściła zawartość kieliszka w pucharku. OK. Nie zauważyła, że w drugim pucharku był identyczny niedobór składników. Jednak nasza druga uwaga wypchnęła ją poza granicę wytrzymałości na tupet klientów. Czarę ostatecznie przechyliła uwaga na temat braku orzechów w lodach z orzechami.
Nie chcąc już jej więcej denerwować postanowiliśmy oszczędzić jej dalszego wpatrywania się w nasz proces konsumpcji i postanowiliśmy zrezygnować z zamówienia lodów. Nie spełniły naszych oczekiwać. Malkontencko poprosiliśmy o rachunek za sam obiad, bez lodów, które nijak miały się do tego, co było w ofercie, nawet po próbie liftingu lodowego przeprowadzonego przez restauracyjnego chirurga.
Po naszej prośbie o kontakt z kierownikiem (ewentualnie managerem, bo słowo „kierownik” było dla pani kelnerki zupełnie niezrozumiałe), mieliśmy wielki zaszczyt raczyć się towarzystwem właścicielki pensjonatu. Po próbie wmówienia nam, że lody na zdjęciu są identyczne z tymi, które dostaliśmy, a zawartość pucharka dokładnie odpowiada liście składników w karcie, postanowiliśmy pozostać niezłomni w naszej decyzji o niepłaceniu za coś, czego nie zamawialiśmy. Nie ugięliśmy się nawet groźbą spędzenia całego dnia na czeskim komisariacie za próbę wyłudzenia.
Po kilku wymianach słów, pani kierowniczka powiedziała nam, żebyśmy zabierali swoje dupy i spieprzali. Jednak szybko zmieniła zdanie po krótkiej naradzie z kelnerką i zobaczeniu naszego rachunku. Swoim urokiem osobistym udało jej się jednak przekonać nas do zapłaty za zawartośc jednego pucharka, która w tejże chwili pławiła się w promieniach słonecznych, zmieniwszy nieco swoją konsystencję na bardziej płynną, z widocznym akcentem likierowym.
Pani kierownik na pożegnanie, prawdopodobnie licząc na naszą rewizytę, życzyła nam miłego pobytu w Harrachowie mówiąc: „Z wami Polakami mamy tu tylko same problemy”. Równie smutno było nam opuszczać jej lokal, w którym niemieccy klienci zamawiający te same lody z taką samą, nieco niekompletną zawartością, jedli bez komentarza je i wpatrywali się w piękny widok skoczni.
Podaję link do strony pensjonatu, żeby już nikt nie próbował stwarzać pani kierownik więcej problemów: davidsport.cz. Dla niewytrawnych językowo polecam polską wersję strony, chociaż nie wiem po co ona tam jest. Pewnie, żeby gawiedź zza północnej granicy od razu wiedziała, jak się ma zachowywać i na co nie mogą liczyć.
Pojedynczy niemiły epizod w naszej dość długiej historii konsumpcji smaženosýrowej.
Na shle
przecież to kpina.. o głupie 10-15 zł sie kłócić?
W sumie za lody miało być około 300 koron, ale tu nie chodzi o kwote, tylko jak w tej „restaturacji” podchodzą do traktowania klienta. Pani nam wmiawiała, że lody są OK, nawet przyniosła kuwetę z „lodami orzechowymi” z zaplecza
Mieliśmy wrócić tam na obiad na drugi dzień, ale pani kierowniczka (obwieszona złotem) skutecznie nas od tego odwiodła.
Następnego dnia jedliśmy „Pod Papugami” na rynku wrocławskim. Zapłaciliśmy niewiele więcej, a jakość obsługi była nieporównywalnie lepsza. Pewnie w Harrachovie też byśmy znaleźli lepsze miejsce (był fajny hotel*** – Bílý Hořec, ale nie mieli sera ), ale już nam się jakoś następnego dnia nie chciało tam jechać…
Dla mnie obciach. Sorki, ale takie zachowanie przynosi hanbe polakom za granica.